Falkonetti > opowiastki do pociągu
"Opowiastki do pociągu" to pierwsza, nagrana pod szyldem Falkonetti - solowa płyta Adama Sokoła. Umieszczone tam piosenki to właśnie taka kolejowa podróż. Zatrzymywanie się na kolejnych stacjach i odwiedzanie napotkanych ludzi. Przeskakiwanie z jednej historii do drugiej. Anegdoty i prawdziwe wydarzenia.
Mówienie o filmowości jest tu jak najbardziej na miejscu. Bo to takie fabularne opowiastki. Osobiście lubię filmy i lubię pociągi. I dlatego też ten album podoba mi się. Ta "pociągowość" jest tu słyszalna nie tylko w tytule. Falkonetti wie o kim mówi i wie o czym opowiada ...
|
Fort Lyck: Czy pomysł na "Opowiastki do pociągu" przyszedł Ci do głowy w czasie podróży pociągiem?
- Adam: Tak sobie myślę Arek, że ostatnich dwadzieścia lat spędziłem właśnie w podróży. Kręciłem się bardzo dużo najpierw po Polsce, potem Europie, Stanach, Bliskim Wschodzie, Ameryce Południowej. Wielokrotnie się przeprowadzałem i pomieszkiwałem w rozmaitych miejscach.
Dworce kolejowe zmieniły się w porty lotnicze i porty morskie.
Jestem praktycznie non stop w podróży i non stop uczę się nowych rzeczy.
Największy sentyment mam jednak ciągle do jazdy pociągiem, choć wiadomo - na ten moment nie jest to najwygodniejszy środek komunikacji międzymiastowej czy międzypaństwowej. W pociągach powstawały też czasem szkielety tekstów. No i ten dudniący, wprowadzający w trans stukot kół po torach...
- Płyta dostępna jest na razie na Bandcam czy Spotify, ale
piszesz, że będzie dostępna również na standardowych nośnikach.
Czy prowadziłeś już rozmowy z jakimiś wydawcami ?
- Planuję standardowy nośnik w małym nakładzie. Najprawdopodobniej CD. Były jakieś rozmowy z wydawcami. Skończyły się na tym samym co zawsze czyli
niczym (śmiech). Większość labeli czy firm wydawniczych nawet nie odpisała. Luzik, można się przyzwyczaić. Zostaje więc opcja DIY.
- Czy traktujesz Opowiastki do pociągu" jako odskocznię
od swojej dotychczasowej noise punkowej działalności? Czy może bardziej jako urozmaicenie,
wydobycie innych pokładów swojej duszy?
- Nazwałbym to raczej naturalną drogą rozwoju. Metal, noise, punk to dosyć konserwatywne gatunki, mimo rzecz jasna, wielu nowatorskich kierunków w tych nurtach.
Bardziej myślałem o wyjściu do zupełnie innej publiki i słuchacza. Ja sam dobrze wiesz, moja twórczość w Manta Birostris też niezbyt łatwo przebija się przez andergrandową świadomość. Taka muzyka dla nikogo. Za bardzo metalowa i dziwna dla punkowców, za prymitywna i zbyt punkowa dla metalowców. No i te uduchowione teksty, bliskowschodnia ornamentyka, chrześcijaństwo, judaizm, nawet gdzieś tam nawiązania do islamu
Chciałem tym razem zrobić pieśni, które może posłuchać i zrozumieć mój sąsiad, kolega z pracy, pasażerowie w pociągu dalekobieżnym, którzy się nudzą i szukają jakiś nowych dźwięków, dajmy na to w Spotify.
Ale też takie, które będę mógł zagrać i zaśpiewać na gitarze sam, bez akompaniamentu. Taki był wstępny zamysł. Na szczęście kolejni goście dokładali następne cegielki konstrukcji, rozmontowując wizję głos + akustyk. I dobrze!
Poza tym w mojej duszy gra dużo więcej dzwięków - bardzo chciałbym kiedyś nagrać album z zimną elektroniką, trip hopem, albo etno.
Oczywiście cały czas mocno buczy mi punk, noise rock, sludge czy industrial. Wciąż go słucham i gram. Ale znów wyszła mi muzyka dla nikogo. Zbyt pokręcona do radia, zbyt szorstka dla miłośników poezji śpiewanej, zbyt teatralna i możliwe, że dla wielu ludzi zbyt monotonna.
Więc mój plan z kolegami z pracy szlag trafił, bo jeśli posłuchają, to posłuchają z grzeczności, ha ha...
- Czy brzmienie płyty to głównie efekt Twoich pomysłów?
- Raczej jest to summa sumarum wszystkich obecnych na płycie osób. Na początku myślałem o płycie w stylu debiutanckiego albumu Danberta Nobacona ( Unfairy Tales ) czy Janusza Reichela. Obaj byli na pewno na początku mojej twórczości solowej jakąś inspiracją. Podobnie jak Suzanne Vega czy Steve von Till. Podczas nagrań wyszło jednak, że fajnie byłoby te pieśni urozmaicić. I tak to kolejni znajomi dodawali cegiełki do budowli.
Od samego początku wiedziałem, że chcę żeby album nazywał się "Opowiastki do pociągu". Tytuł oczywiście zapożyczony od Borisa Viana.
- Skąd wytrzasnąłeś tak ciekawych muzyków? Patyczak jest powszechnie znany, ale powiedz coś więcej o pozostałych artystach?
- Zazwyczaj jest tak, że nie lubię grać z ludźmi których nie znam i z którymi nie mam żadnej historii towarzyskiej. Nie inaczej było tym razem. Postawiłem, z małymi wyjątkami, na ludzi których znam, cenię i lubię. Grałem jamy z przypadkowymi osobami, z ogłoszenia typu "zespół taki i taki szuka gitarzysty". Nawet fajnie było, ale nie istniała między nami jakaś szczególna więź, która by się przebijała ponad muzykę. Wracaliśmy po próbie na chaty, cześć, cześć i tyle.
Ja tak nie potrafię. Lubię napić się kawy z ludźmi, pogadać, pożartować. Lubię jak przychodzą do mnie do domu. Moja twórczość wynika właśnie z tego.
Przede wszystkim zawsze bardzo dobrze robi mi się rzeczy z młodym, krakowskim muzykiem- Patrykiem Kozerą. Patryk jest z przekonania stonerowcem i w takich kapelach pogrywa, ale jest niesłychanie zdolny. Więc był on pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, kiedy myślałem, że te surowe gity akustyczne muszą mieć bas. Patryk też jako pierwszy uwierzył w pewną moc tych piosenek. Oprócz basu, dograł też perkusję w trzech piosenkach.
Oczywiście był Ex Pert, z którym w ciemno mogę współpracować. Podobnie Andrzej Żarnecki - fortepianista, który robi muzykę do audiobooków. On nadał pewnej "filmowości" utworowi "Kiepsko". Wojtek Jakóbczyk, który zagrał na harmonijce ustnej w "Kurzych łapkach" to też ciekawa historia. Bardzo dawno temu byłem jego wychowawcą na obozie młodzieżowym. W "Ogrodzie" gra na skrzypcach mieszkająca w Porto, skrzypaczka Ania Gonera. Mam przyjemność przyjaźnić się z jej matką Marzeną - wiolonczelistką Filharmonii Łódzkiej. Z czasem zaprzyjaźniłem się z jej obiema córkami- Anią i Marią. A Anusię Świątczak poznałem sześć lat temu, w studio TV w Gdyni. Jak widzisz wszystko to wynika u mnie z relacji międzyludzkich i mam ten przywilej, że ludzie których uważam za przyjaciół mi nie odmawiają,choć są zazwyczaj dużo "grubszymi" artystami niż ja. Nigdy nie zamykałem się w punkowym środowisku, zawsze eksploatowałem pokrewne społeczności, często nie tylko muzycznie, ale i ideowo odległe. Zobacz - jaki może być wspólny
mianownik, dajmy na to, między punkową "wolnościowością" a prawosławną pieśnią sakralną? Jest jednak sporo zespołów, które te światy kreatywnie godzi.
U mnie światy sprzeczne, w moim rozumieniu, tylko na pozór się gryzą. Nauczyłem się między nimi lawirować, uczyć się i czerpać od każdego z nich. Bardzo, ale to bardzo lubię sprzeczne światy. Nie lubię z kolei homogenicznych światów, bo uważam je za nudne i przewidywalne.
Jedynym chyba wyjątkiem na płycie jest Basia Kamińska z Opery Śląskiej, którą wyszukałem w sieci, a która tak pięknie nagrała obój w "Rzece drugiej". Jej nigdy nie spotkałem osobiście.
A sam obój to był pomysł Marcina. Na początku rozważaliśmy akordeon. Marcin wtedy zamknął oczy, przesłuchał w skupieniu cały numer jeszcze raz i powiedział, że musi być obój. Rozpocząłem poszukiwania w necie i trafiłem na Basię.
Z kolei akordeonista to pochodzący spod Hajnówki, bardzo spokojny chłopak - taryfiarz. Gra na stu instrumentach.
Wśród tak zdolnych ludzi, skupiliśmy się tylko na wskazaniu im miejsca w piosence, a dalej już "samo się robiło".
- Opowiedz mi jeszcze o okładce płyty. Jak doszło do współpracy z Among Scratches? Po prostu napisałeś, że zamawiasz okładkę czy jakoś inaczej się to odbyło?
- Moja współpraca z Anetą ( Among Scratches ) zaczęła się kilka lat temu. Poprosiłem ją o zaprojektowanie okładki do kasety Manta Birostris. Miałem plan żeby wydać mały nakład w Sorry Hombre. Aneta przysłała kilka propozycji projektów, z których dwa były naprawdę intrygujące. Niestety kaseta się nie ukazała, za to w Stanach wydany został CD split z tym materiałem. Jonathan miał własny pomysł na okładkę.
Aneta wykonała potem oprawy do internetowych singli, zwiastunów mojej płyty solo. W końcu zaprojektowała okładkę - kolaż do "Opowiastek". Były jeszcze dwa inne projekty, ale jeden był zbyt oczywisty, a w przypadku drugiego, nie sposób było ustalić autora zdjęcia. Więc zostaliśmy przy pomyśle Among Scratches.
- Zgadzam sie z Tobą Adam, że ciężko Ci się wbić ze swoją muzyką (zarówno Manty jak I solo) w jakąś konkretną publikę. Po prostu penetrujesz ścieżki mało utarte i mało popularne. Ale to według mnie jest właśnie wartością dodaną Twoich utworów. Na koniec powiedz coś jeszcze o najbliższych swoich planach muzycznych, tych solowych i tych mantrowych...
- Skończyliśmy nowy album Manta Birostris, zatytułowany "Ex Nihilo". Możliwe, że jeszcze w tym roku wydamy mały nakład w USA. W 2025 planuję nowy numer mojego fanzinu "Metanoia", a po wakacjach pewnie zacznę nagrania demo drugiej solowej płyty, zatytułowanej roboczo "Ocean niespokojny". Szkice czterech utworów są już gotowe.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Arkadiusz Zacheja
powrót do WYWIADY >>>
|
strona główna
wywiady
multimedia
kontakt



|